sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 15

Tak, tak powtórzenia :)
------------------------------
Zimny pot. Niespokojne ruchy. Ta dziwna duchota i poczucie zamarzania w jednym momencie.
Chcesz krzyczeć, ale nic nie wydobywa się z twoich ust.
Biegniesz co raz szybciej potykając się za każdym razem gdy obejrzysz się przez ramię, by upewnić się czy, aby już ciebie nie dogonił.
Upadasz.
Rozszarpujący ból przecina cię na wskroś umieszczając się na stałe w twardych kościach kręgosłupa, by rozprzestrzenić się na pozostałe części ciała.
Wypełnia ciebie palący, jadowity strach.
Zamykasz oczy, które natychmiast otwierasz. Nie chcesz ciemności. Nie. Nie teraz.
Kroki cichną. Szyderczy śmiech.
Zaczynasz się zatapiać w własnym uczuciu nienawiści.
Jest coraz bliżej.
Wysoki, smukły cień sunie w twoją stronę.
Z trudem unosisz się i czołgasz plecami, by znaleźć się w najmniejszym koncie. Wbijasz się w ścianę. Chcesz się z nią stopić.
Nie zamykasz oczu. Nie możesz.
Zimna stal owiana krwistą wstęgą zacieśnia się w podłużnych, kościstych palcach.
Koniec. Jesteś świadoma końca. Świadoma nieuchronności.
Cicho. Cicho. Demon? Nie. Diabeł? Nie.
Człowiek.

Nagłe uderzenie wyrwało mnie z przyjemnego snu. Spojrzałem na małą postać leżąca tuż obok. 
Moje ramię nadal oplatało jej talię, jednak sama osoba wierciła się niespokojnie marszcząc co chwila brwi w niezadowoleniu. Ciemne, suche już włosy rozsypały się po jasnej pościeli przyklejając do mokrego od potu czoła i karku.
Ciszy jęk. Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej zaciskając przy tym zęby. Niespokojnie okręciła się całkowicie w moją stronę. Kolejny dźwięk wydobywający z ust, ponownie znalazła się na plecach. Położyłem dłoń na jej ramieniu.
-Katlyn?-szepnąłem.
Nie zareagowała. Wypchnęła do przodu wierzchu nadgarstków, zaciśniętymi palcami do pierzyny. Kolejny jęk mocniejszy, powoli przeradzający się w krzyk. Uniosła delikatnie plecy jeszcze mocniej zacieśniając zęby. Niepokój błąkał się po bladej twarzy. 
Bała się.
-Katlyn.
Dłuższy, cichy krzyk. Przewróciła nerwowo głowę w bok. Czułem pod dotykiem jak mięśnie się napinają.
-Kat.
Krzyk rozproszył ciemność mieszając z hukiem burzy, która nadal szalała za oknem. Uniosła się momentalnie do pozycji siedzącej, zrobiłem to samo.
Spojrzała na mnie z rozszerzonymi źrenicami, które prawie w całości zasłaniały fiołkowe tęczówki.
Przyciągnąłem ją do siebie obejmując szczelnie ramionami. Jej szybki oddech współgrał z nieregularnym biciem serca pracującego jak zepsuta maszyna o wielkim tempie. Odgarnąłem włosy przyklejone do karku.
-Już dobrze-chciałem ją uspokoić, jednak na niewiele się to zdało. Wbiła mocniej paznokcie w moją skórę powodując ciarki na całym ciele.-Ciii... Już dobrze, jestem tu Kat.
Wargi musnęły nasadę ciemnych włosów. Wzdrygnęła się ignorując jakąkolwiek przestrzeń między nami kiedy dotarły do nas ponowne odgłosy szalejącego żywiołu.
-To... to...
Mamrotała wydychając powietrze. Czułem jak nie może wyrównać oddechu.
-To tylko sen. Już dobrze.
Siedzieliśmy chwilę w takiej pozycji, kiedy z własnej woli oddaliła się ode mnie spojrzałem w jej oczy. Nadal była blada.
-Przepraszam- jeden palec powędrował do ust, a drugi zaczął miętosić rąbek bluzki.
Chwyciłem tył jej głowy przyciągając ją w swoją stronę i musnąłem skórę.
-Hmmm... 4:23 masz ochotę na śniadanie?-jasne tęczówki zaiskrzyły .
Ujęła palce w swoje wyginając je w różne strony. Nie chciałem się jej pytać co wytworzyły jej myśli podczas snu. Posłała słaby uśmiech przytakując skinieniem.
Złączyłem nasze palce ciągnąc ją bosą po zimnej ziemi. Opuszczając pokój wykonałem szybki gest, aby być cicho i wskazałem na pokoje chłopaków. Zapewne nic by ich nie obudziło skoro wrócili z klubu dość niedawno. Przeszliśmy cicho przez korytarz, teatralnie schodząc na palcach po schodach. Nie puszczałem ręki Katlyn choć drżała .
Mrok otulał nasze ciała, więc co chwila z moich ust wydobywał się cichy jęk bólu kiedy zahaczyłem o jakiś kant. Zszedłem z ostatniego stopnia obracając swoją osobę.  Przede mną trochę wyżej świeciły się dwa rozmyślone ślepia. Pochwyciłem dziewczynę w pasie zatapiając dotyk w delikatnej skórze, uniosłem ją zanosząc do kuchni.
Usiadła na blacie zaciskając piąstki na jego zakończeniu.
-Na co masz ochotę?-z lodówki wypłynęło jasne światło.
-Macie kakao?-zamknąłem drzwiczki zastanawiając się chwilę.
Podszedłem ponownie do ciemnowłosej sięgając na półkę za nią. Jej kruche ciało przyległo do mnie na co uśmiechnąłem się pod nosem. 
Po całym domu rozległ się głuchy hałas puszki. Czując mokre wargi Katlyn na swojej szyi, puszka jak i jej zawartość wyślizgnęły mi się z dłoni. Spojrzałem na proszek wysypany po blacie.
Poczułem wibracje. Nie... to ktoś się trząsł. Spojrzałem na Kat, która ledwo co powstrzymywała śmiech.
-Tak cię to śmieszy?-wypełnił policzki powietrzem, nie przestawała-Ahh, więc tak?
Powędrowałem dłońmi po jej żebrach delikatnie je muskając. Brakowało jeszcze trochę by głośny, hamowany śmiech ujrzał ''światło'' nocy.
-Przestań proszę-wysapała.
-Masz szczęście, że chłopacy śpią-szepnąłem.
Nasypałem pozostałości ciemnego pudru z puszki do dwóch kubków, nastawiając białe mleko by zyskało ciepłą temperaturę.
-Gotowe-wróciłem do towarzyszki podając jej jeden z parujących naparów.
Niesamowite. Tak tu siedziała sobie... osoba z którą mógłbym przeżyć dosłownie wszystko. Byłem wdzięczny za to, że po prostu jest. Za to, że mnie potrzebuje. Jej promienny uśmiech po upiciu pierwszego łyku napoju wywoływał tylko jeszcze większe ciepło tam gdzieś w środku.
Kątem oka zerknąłem na wysypany proszek. Motyl, który widniał na ciemnym tle wzbijał się wysoko. Niepewne ruchy palcem poprawiły prawe skrzydło, jakby rysowała na zwykłym pisku.
-Powinnaś dalej rysować.
-Nie wiem, nie robiłam tego długo- zwróciła twarz w moja stronę, a ja uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.-Co?
Odstawiłem kubek na bok ujmując jej twarz w dłonie. Kciukami przetarłem skórę pod nosem.
-Do twarzy ci z takimi mlecznymi wąsami-mruknąłem.
Poczułem jak obrywam delikatnie w środek torsu.
-Bardzo śmieszne-wydobyła z siebie cichy chichot.
-Katlyn...-powędrowałem nosem po jej policzku umieszczając dłonie po obu stronach na blacie. Postawiła kubek gdzieś za sobą, spuszczając głowę-Katlyn spójrz na mnie-uniosła delikatnie głowę-uwielbiam jak to robisz.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej. Czułem chłodny oddech na swojej twarzy kiedy jasne tęczówki penetrowały moje. Musnąłem jej wargi. Nie poruszyła się nawet o milimetr. Ponownie złożyłem delikatny dotyk. Nic.
Zagłębiałem się w barwę fiołków stojąc tak przy niej. Chwila ciągnęła się coraz dłużej, a ja spostrzegłem na jej czole jedną zmarszczkę. Teraz sama przybliżyła twarz do mojej złączając nasze usta. 
Miękkie wargi naciskały na moje kiedy zagryzła zębami dolną by pociągnąć w swoją stronę. Przejechałem po niej językiem obejmując ją ramionami. Dłonie same weszły pod cieniutki materiał za dużej bluzki, błądząc po skórze.
Nasze usta dopełniały się idealnie, a języki współgrały nie protestując.

Przysłuchuję się naszej krwi płynącej ręka w rękę
Zarzucam na ciebie swe ręce i uciekam
To jest tak zimne, tak niebezpieczne, że nie mogę zostać 

-Katlyn-
Zayn stawał się kimś więcej. 
Patrząc na niego mogłabym zatapiać się w tym uczuciu całe wieki, więc kiedy zrobił dłuższą przerwę nie chcąc złożyć kolejnego pocałunku niepewność sięgnęła zenitu. W obawie, że zaraz odejdzie przysunęłam się bliżej stapiając razem nasze wargi. Poczułam jak silne ramiona oplatają moje ciało, a duże dłonie błądzą po gołej skórze pod bluzką.
Smakował nikotyną, słodką nikotyną. Nikotyną, którą stawał się dla mojego ciała. Zatopiłam palce w jego włosach kiedy odsunął się bym mogła nabrać powietrza.
-Kocham cię Katlyn-mruknął w usta-tak cholernie cię kocham.
Pomimo tego, że chciałam mu odpowiedzieć tym samym... nie potrafiłam. Nadal nie mogłam pojąc tej idei zakochania się w tak krótkim czasie. Pomimo wszystko... tak, pokochałam go. 

Pokochałam jego troskę, gesty, zachowanie. Pokochałam dźwięk głosu, wrogość kiedy zauważył jakieś rany. Pokochałam ciepłe ramiona, gorące, miękkie usta. Pokochałam jego smak, obecność, słowa. Pokochałam to jaki był.
Nie zwracając już zbytnio uwagi na otoczenie zahaczyłam nogi o siebie wokół jego pasa stapiając bardziej nasze ciała. Zacisnęłam palce na kruczych włosach ciągnąc mocniej ich pukiel do tyłu, tak że oderwał się na chwilę ode mnie posyłając niemy uśmiech, kiedy ponownie wpiłam swoje wargi. Wbijałam paznokcie w nagie plecy będąc świadoma tego, iż zapewne zostawiam na nich czerwone ślady.
Zjechał ustami po linii szyi znajdując miejsce w jej zagłębieniu. Przygryzł skórę podrażniając, po czym dmuchną kojąc nikły ból. Czułam jak jego duże dłonie z pleców cofają się na zewnętrzna stronę moich ud po to by unieść moje ciało i przylgnąć plecami do zimnej ściany.
Nie hamował swoich poczynań. Coraz mocniej naciskał na moje wargi, aja czułam, że te są już zapewne sine. Przeszedł ze mną przez próg kuchni kierując się drogą powrotną do sypialni, co chwila przylegając do ścian.
Dotarliśmy. Ułożył moje ciało delikatnie na miękkim materacu schodząc z pocałunkami niżej. Obdarował już nimi całą skórę wokół obojczyków i czułam jak zaczyna podciągać ciemna bluzkę do góry. Miłe uczucie w brzuchu narastało z każdą kolejną sekundą. Powoli odsłaniał górna część mojej bielizny kiedy coś w środku pękło.
-Nie, Zany-szepnęłam chwytając jego dłoń i wypuszczając z niej rąbek bluzki.
Zmieszałam się. Odwróciłam głowę w bok nie chcąc spojrzeć w jego stronę, ale nie na wiele się to zdało. Mój wzrok powędrował na dolna półkę gdzie nadal stało zdjęcie oprawione w ramkę. Nieznajoma dziewczyna nadal stała w objęciach mulata, a ich usta nadal były złączone.
A co jeśli jestem dla niego tylko jakąś zabawką? Może jestem kimś z kim zdradza tą śliczną dziewczynę? Może to ja niszczę coś co powinno trwać wieczność?
Może nie byłam jedyną? Może byłam dla niego kimś na rodzaj ''dziewczyny na jedną noc''?
Poczułam jak ujmuje podbródek w dwa palce kierując spojrzenie na jego osobę. Ciemne tęczówki wbijały się we mnie sprawiając ból, wywołując żal, zbierając w kącikach oczu słone krople. miałam ochotę wyparować zniknąć, ponieść jakąś bezsensowną karę za to, co robiłam. Przecież nawet nie znając tej dziewczyny w tym momencie kiedy leżał nade mną patrząc w oczy w jakiś sposób ją raniłam.
Skuliłam się sama w sobie zaczynając drżeć pod dotykiem.
-Spokojnie-wyczuł jak niechętnie stykałam swoją skórę z jego- co się stało?
Zagryzłam wargę, milczałam. Gardło ścieśniło się do granic możliwości nie pozwalając wypłynąć słowom.
-Ja... ja... ja...
Zacięłam się. Delikatnie wysunęłam spod jego osoby siadając dalej na łóżku. Nie wiedząc gdzie podziać oczy zerknęłam na zegarek 5:36. Opadłam ponownie plecami na pościel wydychając głośno powietrze i rozkładając ręce po obu stronach.
-Nie wiem.
Usłyszałam stłumiony śmiech, po czym sam wkopał mnie w odmęty pierzyny.
-Prześpij się jeszcze trochę-musnął moje czoło.
Nie chciałam spać, nie byłam śpiąca... jednak po chwili powieki same zasłoniły oczy.

Uciekłam od ciebie
W twój sen  
Jedyny 

Przeciągnęłam się mlaskając pod nosem. Przyjemny papierosowy zapach otulał mnie z wszystkich stron, więc zaciągnęłam się nim jeszcze bardziej. Uchyliłam jedną powiekę, potem drugą, aż w końcu postanowiłam usiąść i rozprostować nogi. Przetarłam piąstkami oczy rozbudzając się powoli. Kolo mnie nie było Zayna, a piękny dzień świadczył o późnej godzinie.
-11?-zerwałam się na myśl o szkole.
Nigdy nie zdarzyło się jeszcze abym tyle razy opuściła lekcje w tak krótkim czasie. Wyskoczyłam z łóżka pędząc do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, spinając włosy jakąś recepturką by nie zasłaniały tak widoku. Kiedy jednak spięłam je odsłaniając przy tym całą szyję przestałam się tak krzątać po całym pokoju. W zagłębieniu szyi widniała krwista plamka. Pamiętam kiedy mi ją zrobił. 
Potrząsnęłam głową i szybko przepłukała usta. 
-A tam z szkołą-mruknęłam sama do siebie i już zbiegałam bosa po schodach do kuchni.
Nie było go nigdzie. Kuchnia salon, łazienka na dole, taras, ogród. Nigdzie. Zresztą... nikogo tu nie było.
Zrezygnowana usiadłam na krześle nadsłuchując jakiegoś podjeżdżającego samochodu jak i coraz głośniejszego burczenia w brzuchu. Podeszłam zwinnie do lodówki znajdując jakiś serek waniliowy i z uśmiechem na ustach smakowałam każdą kolejną łyżeczkę. 
Zgrzyt na podjeździe, szuranie butami, zamykane drzwi. 
Momentalnie znalazłam się w korytarzu patrząc na wchodzącego do środka Zayna. Uśmieszek błąkał się po jego twarzy kiedy zbliżył się i objął mnie ramieniem.
-Gdzie byłeś?
-Miałem sprawę do załatwienia-odsunął się delikatnie patrząc prosto w oczy-masz ochotę na spacer?
Zmarszczyłam czoło ściągając brwi razem. Zerknęłam w dół. Nadal stałam przed nim zaledwie w samej bluzce, więc kiedy uniosłam głowę przechyliłam ją w bok unosząc jedną z ściągniętych brwi.
-Przywiozłem ci coś-wyciągnął rękę z jakąś torbą oznakowaną marka której nigdy nie widziałam.
Zajrzałam do środka. Czekała na mnie nowa para ciemnych spodni, jakaś jasna bluzka i ciemny sweterek. Jakby się nie zastanawiać właśnie tak się zawsze ubierałam. W swojej szafie miałam pełno ciemnych rurek, a wieszaki są zapełnione głównie dłuższymi luźnymi sweterkami. Uśmiechnęłam się pod nosem nie widząc żadnej sukienki.
-Dziękuję, ale nie...
Okręcił mnie i pchnął delikatnie w stronę łazienki.
-No idę, idę-mruknęłam unosząc ręce w geście obronnym.
Nie potrzebowałam dużo czasu. Przebrałam się składając bluzkę na szafce i rozczesując włosy. Wyszłam spoglądając na mulata.
-Idealnie. Bałem się że za duży rozmiar czy coś-przerwał-idziemy?
Dochodziła 12 , więc drogi zalewali ludzie spieszący to tu to tam. Niekiedy natrafiliśmy na jakieś piszczące dziewczyny, które posyłały mi nienawistne spojrzenia z których dało się odczytać nieme groźby. Najwidoczniej nie tylko mi nie przypadł do gustu uroczy artykuł.
-Proponuję jakieś spokojne miejsce.
Posłałam pełen wdzięczności uśmiech, więc pociągnął mnie za rękę. 
W Londynie nie znajdowało się za dużo spokojnych miejsc. Był to jakiś las przy rzece, jeziorko które w jesiennej porze nie było aż tak oblegane jak latem, no i rzadko spotykane tu łąki przy polnych drogach.
-Zayn nie biegnij tak szybko, nie...!-urwałam kiedy wylądowałam w błocie potykając się o własne nogi. 
Pozostałości po burzy nadal nie wyschły pomimo palącego jak na ta porę roku i jak na Londyn słońca. Usłyszałam śmiech, a kiedy uniosłam głowę zobaczyłam długi, smukły cień przed sobą.
-Tak cię to śmieszy?
Wyglądał jakby to właśnie był jego zamiar, aby się przewróciła i wyglądała przy nim jak bezdomna w podrapanych nowych jeansach i tona błota w włosach i na twarzy. Przykucnęłam całkowicie ignorując ubranie i nabrałam brudu na złączone ręce.
-Ej!
Teraz to ja się śmiałam. Z idealnych, kruczych włosów skapywała płynna glina, a niezadowolenie zmyło całą jego pewność siebie. 
-Wiesz, że tego pożałujesz?
Rzucił się w moją stronę ignorując to jak będzie wyglądał i zaczął okładać mnie kolejnymi porcjami błota. Z śmiechem na ustach oddawałam mu to kolejne uderzenia. Wyczerpani nie tyle co gonitwą jak śmiechem usiedliśmy na miękkiej trawie przy poboczu.
-Wiesz...-spojrzałam na rękawy-Chciałabym...
-Taa. Ja też.
Mruknął ukazując białe zęby. Wstał splatając razem nasze palce.
I tak oto teraz szliśmy głównymi ulicami wielkiego miasta w stronę mojego mieszkania cali w zaschniętej ziemi. Dziewczyny choć miały maślane oczy nie podchodziły do Malika na co siałam się jeszcze głośniej. 
Wyszperałam z sklejonej kieszeni kluczki i już mogliśmy przejść przez próg mieszkania.
-Zawsze jesteś taki?-rzuciłam klucze na szafkę i spojrzałam w jego stronę.
-Jaki?
-Wspaniałomyślny, by taplać się w błocie?-ruszyłam w stronę łazienki. 
Cisza.
-Jeśli pozwolisz pierwsza się opłukam.
Przechodząc już przez salon poczułam jak łapie mnie w pasie i zaczyna biec w stronę pomieszczenia do którego zmierzałam. Zaczynałam się wiercić, aby mnie wypuścił, jednak jak zwykle nie na wiele się to zdało. Żelazny uścisk mulata zelżał dopiero pod prysznicem kiedy odkręcił kurek i sam skierował strumień w moją stronę. Stałam i patrzyłam tak na niego kiedy obydwoje zmieściliśmy się w kabinie. Po raz pierwszy dostrzegłam jaka ona jest duża. 
Zaczynało powoli mnie wkurzać to jak patrzył na mnie z chytrym uśmiechem więc spróbowałam wyrwać mu rączkę i skierować wodę w jego osobę. Ten jednak śmiejąc się wymijał moje dłonie co chwila zaszczycając mnie kolejną dawką ciepłej cieczy. Parsknęłam śmiechem przykładając czoło do jego ramienia. 
-Wracając do pytania-powiedział po raz pierwszy od opuszczenia kuchni-tylko z kimś właściwym zmieniasz się na lepsze.
Czułam gorące pocałunki wzdłuż szyi, chciałam je oddać jednak woda przestała lecieć.
Kapało ze mnie, a ja stałam patrząc na poczynania mulata. mimo tego iż miałam ciuchy okrył mnie jedynie ręcznikiem zwijając pod sam czubek głowy.
-Teraz niespodzianka.
Stanęłam zapierając się piętami kiedy zaczynał ciągnąc moją osobę. Po raz kolejny dzisiaj złapał mnie za biodra unosząc z śmiechem do góry zanosząc w stronę sypialni. Stanęliśmy przed drzwiami na co mocniej opatuliłam się miękkim okryciem i nieśmiało przeszłam przez próg. 
Rozszerzyłam źrenice podchodząc do biurka. 
Zaschnięte od miesiąca farby zniknęły, poznikały także ołówki na wykończeniu, ostatnia połamana gumka. Puste opakowania po węglach wylądowały w koszu obok, a puste tusze wyparowały do końca.
Przejechałam opuszkiem po nowych tubkach z kolorami, naostrzonych nowo ołówkach, nowych pędzlach, sztaludze i po całej reszcie wszystkiego czego mógłby pozazdrościć mi w tej chwili prawdziwy malarz. 
-Obiecałaś mi, że zaczniesz znowu malować-mruknął wypuszczając powietrze przy uchu od razu przygryzając jego płatek-pomyślałem, że może ci se przydać.
-Nic nie obiecywałam-stanęłam przodem do niego zarzucając ręce na kark-ale dziękuję.
Mokre krople skapywały powoli z jego włosów sunąc następnie po mojej twarzy kiedy stanęliśmy ponownie w objęciach własnego pocałunku i pomimo tego jak bardzo w tym momencie uświadomiłam sobie, że go kocham tak bardzo chciałam to teraz przerwać. W głowie ponownie zagościła mi śliczna brunetka na co jeszcze mocniej wbiłam swoje palce w jego skórę, aby nie paść ofiarom uczucia, które kazało mi przerwać obecny stan i dowiedzieć się wreszcie kim tak naprawdę jest nieznajoma.

Jestem w twoim śnie
Chcą mnie zabrać, ale schowam się przed nimi 
--------------------------------------------
Okey, jest późno ale tata miał urodziny i tak dopiero teraz miałam czas aby dokończy.
Wiem rozdział nie jest jakiś.... Łoooo albo Ahhhh albo Bóg jednej wie jeszcze jaki. Taki sobie ''zwykły dzień'' można określić :)
Tym razem naprawę naprawdę naaaaprawdę przepraszam za powtórzenia... to chyba mój osobisty rekord xD
Niewyłapane błędy albo brak 'ą' czy 'ę' nwm czemu ale coś chyba mam z 'Alt'em' bo czasami nie działa... a ja czasami nie dostrzegam jak brak tej kreseczki :)
Dziękuję za to co działo się pod ostatnim rozdziałem :0 Za te wszystkie miłe słowa :)
Przypominam o nowej ankiecie... jak na razie większość jest na 'tak'  i mam szczera nadzieję, że jakoś się w sobie zbiorę i po zakończeniu tego zacznie się coś nowego.
Czekam na kolejne nowości u Was :)

6 komentarzy:

  1. O Jeejuuu *.*
    ten rozdział jest taki romantyczny :D
    Oni są tacy kochani ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacy oni słodcy =D
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! <3
    to było takie efetbyrtbre urocze xd
    Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrabiam zaległości i... Aww jacy oni są słodyc <3

    OdpowiedzUsuń