wtorek, 10 listopada 2015

Amy

Yeey, tak dawno nic nie sprawdzałam na tym blogu a tutaj taka piękna liczba wyświetleń? Dla jednych może to mało ale dla mnie jest to ogromna liczba *.* 
Dziękuję, tym co czytali, a może i tym (jeśli są tacy) c czytają to teraz po zakończeniu :)
Wystartował nowy blog... znaczy jest już od jakiegoś czasu, a ja po prostu nie poinformowałam nikogo z tego bloga :) bo może (tj powyżej) ktoś to jeszcze czyta, bądź kiedyś przeczyta :))





Dziękuję <3

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 19 - Epilog

Notka na dole...
-------------------------------------
Nigdy nie dowiemy się pewnych rzeczy. Nigdy nie zrozumiemy zachowania kolejnej z napotkanych osób. Nie pojmiemy dlaczego jedna z nich dłużej zawiesza na nas swoje spojrzenie, kiedy druga ignoruje naszą osobowość całkiem nie zwracając uwagi.
Nigdy nie zrozumiem o co dokładnie chodziło Chrisowi. Choć nie raz mówiono mi o tym jaki był jego ''powód'' zachowania. Nie zrozumiem zachowania Tiffany. Nie pojmę tego, co zostało przedstawione tak zagmatwanie w tej nikłej historii, będącej jedną z miliona, nie wyróżniającą się, nie wzbudzającą wzruszeń, zainteresowania.
Nie zrozumiem... Nie chcę zrozumieć tego, że Chris chciał, aby Zayn poczuł się tak jak on, kiedy podobno Malik odebrał mu Tiff.
     Błacha historia.
     Nasza historia.
     I poniekąd moja historia.
Nigdy się nie dowiem co się wtedy wydarzyło... ale gdzieś w głębi świadomości słyszę wystrzał. Widzę zaćpane oczy brunetki. Czuję jak biegnie, by przyjąć na siebie strzał.... Więc dlaczego czuję taką pustkę kiedy tu stoję?
To co nas łączyło nigdy nie było pewne, a jednak pamiętam pierwszy szok.
Podobno łzy uleczają... To nie prawda, ukazują jedynie naszą słabość, której niekiedy nie powinniśmy ukrywać.
Nie chciałam być słaba, nie chciałam by to widzieli zwłaszcza teraz!
Nienawidziłam tego co rozlewało się wokół mnie.
Nienawidziłam blasku słonia bijącego z błękitu. Nienawidziłam zieleni przydługiej trawy. Nienawidziłam chłodnego powiewu powietrza.
Nie powinnam tu teraz być, a pomimo tego, że stałam tu pewna swego... pewna tego, że jestem na powierzchni, czułam jakby moje płuca zalewała woda.
Tyle ludzi.... Nie chciałam ich tu. Chciałam być sama i jakoś spróbować to zrozumieć. Może jednak nie?
Wszyscy przypominają mi jedynie to jak życie jest nędzne w stosunku do nieskończoności, do nicości w której się właśnie zatraca. Tylko dlaczego?
Dlaczego jest mi tak smutno?  N i e   c h c ę !
Wygrawerowane złotym napisem litery na zimnej powierzchni marmuru wywoływały nieprzyjemne dreszcze. Poklepywanie po plecach całej naszej piątce ciążyło, widziałam jak każde z nich chciało być teraz blisko siebie... razem przetrwać to wszystko, więc kiedy Ivy zrobiła krok w przód nie odwracając się do niej pokręciłam niemo głową.
Kolejna dłoń spoczęła na moim ramieniu i potem nareszcie się to stało.
Tłumy po prostu zaczęły opuszczać skąpane w cieniu miejsce spoczynku jednej duszy. Byłam sama. Nareszcie.
Kojący chłód, ciemnej ławki zetknął się z moją skórą pod czarna sukienką.
-Będzie dobrze.
Siwy starzec spojrzał jeszcze raz w moje oczy i odszedł.
Zostałam sama z pytaniami. Złote litery Jego imienia mieniły się w słońcu przypominając o figlarnym uśmiechu, kakaowych tęczówkach.
Dlaczego? Jak?
-I czego się szczerzysz idioto?!
Czarno-białe zdjęcie ani drgnęło.
-Dlaczego do cholery tam pojechałeś?! Dlaczego nic nie rozumiem? O co w tym wszystkim chodzi?!-wstałam wrzeszcząc na niego nie zważając na przechodzące obok małżeństwo- Nienawidzę Cię! Słyszysz! Nienawidzę!
Opadłam.
Nagle wszystko straciło sens. Ucieczka przed Chrisem, jego pomoc, to nagłe zakochanie... Przecież wiedziałam, że wszystko poszło zbyt łatwo, zbyt szybko ktoś coś do mnie poczuł, zbyt szybko ja się oddałam temu uczuciu.
-Miałeś wtedy wrócić! -krzyknęłam-Mieliśmy wszystko dokończyć-opuszek trafił na wargi-Miałeś być...

Ten świat nigdy nie będzie 
taki jakiego oczekiwałem.
I jeśli przestanę do niego należeć,
kto to zauważy?
Nie zostawię wszystkiego
co posiadam,
abyś poczuła, że jeszcze nie jest za późno.
Nigdy nie jest za późno.

Teraz kiedy o tym pomyślę stwierdzam, że była to naprawdę błaha historia. Historia, która mogła przytrafić się każdemu... pech chciał trafiło na mnie i choć po trzech latach staram się żyć tak jak zawsze, w każdym widzę jego ciemne oczy. W każdym staram się zrozumieć o co w tym wszystkim chodziło.
Pomimo całego bólu... to on pokazał mi kim tak naprawdę byłam i jestem do tej pory. Przekonał do ucieczki, do tego, że nie powinnam ukrywać uczuć i stawać się szara myszką. Poniekąd zadziałało... wystawy prac, stypendium na uczelni artystycznej...
Jednak już nic nie było takie jak trzy lata temu.
Złote napisy tworzące Zwykłe imię....
Żegnało go wielu... Żegnali go przyjaciele... Żegnałam go ja...  nie chcąc sobie wybaczyć, że odszedł w momencie, kiedy to ja nie chciałam go przez chwilę wtedy wysłuchać i dać wyjaśnić.
Teraz pada, więc cofam się od wspomnień i idę dalej przed siebie, zmieniona, pewniejsza siebie.
Żal mi tylko tego, aby to zyskać musiałam stracić coś...
Kogoś cenniejszego od tego wszystkiego.
     Błacha historia.
     Nasza historia.
     I poniekąd Moja historia.


Teraz znowu próbujemy
po prostu przeżyć.
Może odwrócimy to wszystko,
ponieważ nie jest za późno.
Nigdy nie jest za późno. 
----------------------------------------
Jest... wiem powinnam się tutaj już w ogóle nie pojawiać xD 
haha, a więc tak... to już chyba koniec...
Niestety. Nie spodziewałam się zżycia jako tako z tą historią... zmieniałam miliony razy plany... Mieli zginąć oboje, miała umrzeć tylko Katlyn, mieli przeżyć. Chris miał trafić za kartki, Katlyn miała zacząć ćpać, Ivy nie miała być zgwałcona, cały epizod Tiffany miał być inaczej złożony i bardziej rozbudowany, abyście zrozumieli z niego więcej, (bo boję się, że może nie było to wystarczająco jasne opisane... w sensie takim, że ja sama się w tym pogubiłam i nie byłam pewna czy napisze to w taki sposób, że rozkminicie o co chodzi). Sława Zayna miała odegrać większa rolę, ogólnie Zayn miał wylecieć z szkoły, Chris miał być bardziej bezlitosny dla Katlyn, dziewczyny  miały lepiej poznać resztę chłopaków i wgl wszystko miało być inaczej.
Zmienianie przeze mnie cały czas zdania doprowadziło do tego, iż sama zaczęłam się gubić w tym co było, a tym co ma być, więc postanowiłam nie mieszać jeszcze bardziej.
Wiem, że wiele z Was na pewno czytało o niebo lepsze historie i każde pisało, bądź pisze 100 razy lepiej ale... ciesze się, że zebrałam jakąś tam garstkę osób, które tutaj zaglądały. Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to motywowało i cieszyło... Z powodu niemiłych komplikacji tu w realu nie było mnie przez kilka tygodni za co naprawdę przepraszam...

Teraz po skończeniu tego zabiorę się bardziej za Overdose gdzie będziecie mile widziani.

Mam ostatnia prośbę... jeśli nawet nigdy nie komentowaliście, albo tak (co było niesamowite) chciałabym Was poprosić o jakiś znak w komentarzu, że to przeczytaliście, chciałabym się dowiedzieć ile ludzi wytrwało czytanie tych bredni :)

Dziękuję <3

~J.

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział?

No więc tak....  Wiem że jeśli chodzi o rozdział to ostatnio nie zachwyciłam tutaj aktywnością...  Przepraszam każdego kto jednak czekał i czeka dalej. Nie zapomniałam o tej historii. Ostatnio dzieje się u mnie niezbyt ciekawie nie wykluczając szkoły, zdrowia jak i relacji między ludzkich że tak to ujme. Postaram się dodać coś tu w tym tygodniu... Jak nie w tym to w następnym ale na pewno nie mam zamiaru zamykać tego bloga czy coś takiego :) bd lepiej wrócę do w miarę regularnego pisania
Tymczasem zapraszam tych którzy jeszcze nie czytali 1 rozdziału na Overdose.

http://overdose-harrystyles.blogspot.com/?m=1

Nie wchodzą mi tutaj inaczej linki...  Przepraszam :)

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 18

Czułam zimne krople potu na karku, a w głębi gardła uwięziony przez wielką gule oddech. Serce pracowało niczym maszyna, nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa, gdzie przy każdym kolejnym kroku ramiona stawały się coraz to cięższe.
Otarłam rękawem bluzy swobodnie spływające powoli gorzkie łzy. Chciałam wierzyć, że słowa Chrisa to tylko kupka kłamstw, jednak z każdym kolejnym przebiegłym metrem zdawałam sobie sprawę, iż może okazać się to prawdą.
Od kiedy zobaczyłam to przeklęte zdjęcie w jego pokoju wiedziałam... coś musiało być nie tak, ale po prostu to bagatelizowałam wmawiając sobie jak kretynka co innego.
   -Jeszcze trochę-po płucach rozchodził się żar próbujący wyrwać mi ten narząd z wnętrza-ostatnia ulica.
Oparłam się o bramę zginając w pół by złapać odrobinę tlenu. Z budynku nadal dochodziła głośna muzyka, a szyby wyglądały tak jakby miały zaraz wyskoczyć z framug okiennych.
Idąc zatłoczonym korytarzem wypatrywałam lokatorów mieszkania, gdzieś mignęły mi loczki Harrego, ale nawet nie mrugnęłam, a ich już ich nie było. Z kuchni dochodził przytłumiony przez basy śmiech Horana, ale najwidoczniej w ułamku sekundy zdążył się ulotnić z tego miejsca.
   -Gdzie ty możesz być kretynie-mruknęłam.
Dzwonił do niego Paul, ale skoro chłopacy są tutaj szczerze wątpiłam, aby miał jechać do niego sam. Wyjrzałam przez najbliższe okno...
   -Jest.
Czarne BMW jak zawsze lśniło na podjeździe, więc musi gdzieś tu być.
Skoro rozmawiał z menadżerem muszą mieć cichszy kąt . Bez zastanowienia ruszyłam w stronę jedynego znanego mi bliżej miejsca gdzie mogli by wymienić kilka zdań.
Wchodząc po schodach ukradkiem minęłam Louisa całującego jakąś śliczną brunetkę, co chwila wbijającą swoje paznokcie w jego plecy, co najwidoczniej mu odpowiadało, kiedy przyciągał ją coraz bliżej nawet jeśli wydawało się to już niemożliwe.
   -...kochasz?!
Przed naciśnięciem klamki zastygłam. To zdecydowanie nie brzmiało jak Paul, nawet nie przypominało jakiegokolwiek głosu mężczyzny. Może go tam nie ma? Ktoś z znajomych postanowił chwilę porozmawiać sam na sam.
Tak.
Obróciłam się zwinnie na pięcie gotowa do dalszych poszukiwań.
   -Tak!-Zayn? Tu jest.-Kocham! Jeszcze tego nie zrozumiałaś?
Chwila ciszy. Do oczu napłynęła nowa fala łez lecąca tymi samymi stróżkami co te, które dopiero co wyschły.
Idiotka! Co ty sobie myślałaś?! Że ktoś taki naprawdę zwróci na ciebie uwagę?
Stoi tam za drzwiami, zapewne z długowłosą pięknością z zdjęcia na dolnej szafce w jego pokoju i mówi od tak że ''Kocha''.
Cichy jęk, odgłos uderzenia.
   -Wiesz, że to niczego nie zmienia-muzyka dla mnie przestała grac. Przez zamknięte drzwi słyszałam ich szepty jakby stali tuż obok.
Miałam ochotę tam wejść, wyzwać go, przyłożyć prosto w twarz ale... ja taka nie jestem. Sama byłam zbyt naiwna więc co teraz mogę się dziwić? Zrobiłam krok w tył.
''Jesteś zwykłą suką''
Czy nie oto właśnie mu chodziło? Odchodząc tak po prostu właśnie na taką wychodziłam.
Pewna siebie z zaciśniętymi zębami pokierowałam klamkę bez pukania ku dołowi rozchylając dynamicznie drzwi. Gdyby nie ogarniała mnie frustracja, zmęczenie, gniew, smutek i wszystko razem zapewne wybuchnęłabym śmiechem wyobrażając sobie taką scenę w filmie. Teraz jednak była twarda rzeczywistość z którą przyszło mi się zmierzyć.
Moja pewność siebie zniknęła kiedy tylko ujrzałam Zayna klejącego się do brunetki z zdjęcia, które prześladowało mnie od dwóch tygodni.
Miałam ochotę wybuchnąć histerycznie płaczem, ale coś mi na to nie pozwalało. Chyba nawet mnie nie zauważyli, płynne, a zarazem konkretne ruchy sprawiały wrażenie, jakby nieznana mi dziewczyna łapczywie kazała mu zostać przy sobie, a on niczym bezbronne zwierze temu ulegał.
Trzasnęłam drzwiami... brawo Katlyn! To jedyne na co było cię zawsze stać! Nigdy nie potrafiłaś obronić swojego zdania, godności, swojej osoby.
Nie potrafiłaś postawić się Chrisowi przez ten długi czas pozwalając na to by gardził tobą, a ty jak debilka wmawiałaś sobie, że ma po prostu zły dzień.
Nie potrafiłaś stanąć oko w oko z Amandą i zaprzeczyć przed całą szkołą że plotki o tym przeklętym klubie to jakaś brednia. Przez ostatnie 2 tygodnie chodziłaś korytarzami dobrowolnie słuchając szeptów i zgryźliwych uwag dotyczących twojej osoby.
Teraz tak po prostu uciekłaś widząc, że ktoś komu jeszcze godzinę temu powiedziałaś pieprzone ''Kocham Cię'' bez najmniejszego wzruszenia okłamywał całą twoją osobę i nie potrafiłaś mu wygarnąć od tak, że jest skończonym palantem.
   -Katlyn?-ciepła dłoń Liama opatuliła mój nadgarstek-co ty tutaj robisz? Myślałem... znaczy Zayn mówił, że zostałaś u siebie.
   -Najwidoczniej przeoczył mały szczegół-jego rozszerzone delikatnie źrenice świadczyły o jakiejś tam dawce alkoholu.
-Koooochanie nie chciałbyś... Kat?-rozpromieniona Ivy pojawiła się u jego boku.
Dopiero teraz zauważyłam jaki on był wysoki. Objął ramieniem dokładnie Iv na co uśmiechnęłam się nieznacznie, byli tacy... słodcy? Cieszyłam się, że znalazła kogoś takiego jak on. Kogoś kto pomógł jej tak szybko stanąć na nogi po tym co przeżyła u mnie w mieszkaniu... z mojej winy. Wiedziałam, że powinnam ją sama pocieszać ale szczerze... całymi dniami siedziała z Liamem czego nie miałam jej za złe. Wiedziałam, że on bardzo dobrze na nią wpływa i byłam mu za to wdzięczna z całego serca.
Milczałam zatopiona w swoich własnych myślach kiedy oni bezgłośnie poruszali w moją stronę ustami.
   -Ziemia do Katlyn, nadajemy na żywo-delikatne palce blondynki pstryknęły przed nosem- Kaaat...?-zdawkowe, przedłużone pytanie-Co się stało?
Zrobiła krok do przodu. Chciałam się wtulić w te kruche ramiona, wypłakać, wyżalić jak małe dziecko, które cały czas się nad sobą lituje, jednak widząc za jej plecami rozkojarzony wzrok Malika, najwyraźniej szukającego czegoś albo Kogoś, zrezygnowałam planując odwrót.
   -Ja... ja chyba już faktycznie pójdę...
Wymamrotałam nie łudząc się, że zrozumieją.
Wybiegłam czym prędzej na świeże powietrze ponownie czując palący gaz w przełyku. Nie byłam pewna czy to przez szybki bieg, który miał sprawić jak najszybsze oddalenie od jego osoby, czy też przez łzy i szloch nie dający mi w tym momencie spokoju.
Teraz pragnęłam tylko jednego... ucieczki.

Bez Ciebie życie jest marną syntezą bieli i czerni,
niczym pułapka więzi nasze ciała gdzieś daleko.
Nie wiem jak wyglądasz, ale wiem żeś nieskalane piękno.
Tyś moją mekką, moją muzą, boską ręką,
Każda sekunda zmienia się w godzinę, a ta w wieczność,
gdy nie ma Cię, nie ma nic tam na szczycie,
pokoloruj ten szkic zwany życiem, tylko proszę Cię.

-Zayn-
   -Cholera!
Coraz mocniej zaciskałem pięści na kierownicy pędząc jak szybko się da. Miałem ochotę zabić Tiff, tylko co Katlyn tam robiła?
Bez większego opóźnienia zatrzymałem się z piskiem opon przed kamienicą w której mieszkała.
   -Katlyn! wiem, że tam jesteś!-waliłem pięściami-otwieraj te przeklęte drzwi! albo poradzę sobie z nimi w inny sposób!
Nic... wiedziałem, że tam jest. Słyszałem hałas, coś się tłukło, upadało, słyszałem cichy, chyba jeden z najcichszych krzyków... przypominał szept ale wiedziałem, że tylko się powstrzymuje. Ponowny hałas.
   -Kuźwa Katlyn otwieraj!
Nic, zero odzewu. Przestałem walić. Chciałem jakoś pozbyć się tych przeklętych drzwi, kiedy tak po prostu nastała cisza. Z mojej strony jak i z jej. Niemal słyszałem i czułem jej oddech wydobywający się zza drewnianej płyty, która nas dzieliła.
   -Kat...-zacząłem.
   -Nienawidzę cię... słyszysz nienawidzę... spieprzaj z mojego życia, daj mi święty spokój.
   -Ka...
   -Przeliterować ci to? Wynoś się!!!
Przyłożona dłoń do zimnej powierzchni oderwała się zaciskając swoje palce.
  -Chris ci to wszystko wmówił tak?-cisza-Wierzysz jemu, nie mi.
Bolało. Chociaż wiedziałem dlaczego tak mocno zareagowała... Rozmawiałem przecież z Ivy, mówiła, że jedynymi osobami, którym zaufała kiedykolwiek była ona sama i ten dupek Chris. Nie mam co jej winić za takie nastawienie, po tym jak zobaczyła to czego nie miała.
   -Nie wierzyłam, ale sam mi to udowodniłeś, więc teraz spadaj albo zadzwonię po policję, a na kolejne skandale przez wybredną szmatę nie możesz sobie pozwolić prawda?
Zagryzłem wargę. Coś mi tutaj nie pasowało. Odepchnąłem się mocno od drzwi i zbiegłem do auta ruszając zamnim zdążyłem porządnie usiąśc.
Kierowałem się w jedyne miejsce, które przychodziło mi do głowy, więc z nikłym zadowoleniem wypadłem podchodząc bliżej rozmawiającej z sobą dwójki.
   -Ty idioto!
Pchnąłem jego plecy, zdezorientowany zatoczył się wpadając przodem na Tiff. Okręcił się o 180 stopni ukazując swój chytry uśmieszek.
   -Nie spodobała ci się nasza niespodzianka czy co?
Zerknąłem na dziewczynę stojącą za jego plecami. Spuściła głowę, nie byłem pewny czy tylko dlatego, że wini się za wszystko, czy z powodu swojego triumfu.
   -Myślisz że to coś zmieni? I tak do ciebie nie wróci?-skinąłem głową na brunetkę- jest zbyt tępa i przecpana, aby zrobić to na trzeźwo. Nie masz ani kasy na którą poleci, ani uroku który to zrekompensuje. Zresztą naprawdę myślisz, że jeśli Katlyn mnie zostawi ona natychmiast poleci w twoje ramiona? Przyznaj mu się...
Skierował na nią spojrzenie zaciskając pięści.
   -Nic nie słyszę... powiedz mu Tiff jak obiecałaś mi wszystko, że on dla ciebie nic nie znaczy. Powiedz jak przyznawałaś się, że i tak go zostawisz i będziesz tylko moja?
Nic nie mówiła. Taka była prawda. Rozstałem się z Tiff tylko dlatego, że przejrzałem wtedy na oczy. Spostrzegłem, że nie kocha mnie tylko prezenty i wyjazdy poza granice w luksusowych samolotach. To kiedy raz w życiu ją uderzyłem... do cholery przecież ćpała... wszystko jak leci! chciałem tylko aby się wtedy opamiętała, otrząsnęła nic poza tym.
Chris musi przejrzeć na oczy. To że zniszczy życie Katlyn nie oznacza, że Tiffany do niego wróci.
   -Zamknij się! Będzie moja, jest moja!- zza pleców wyjął metaliczny pistolet celując prosto w moją głowę-Ty nas wtedy rozdzieliłeś, ty...
   -No błagam cię nie rób z tego takiego melodramatu.
Prychnąłem czując niepewność kiedy odbezpieczył broń.
Wdech i...

Pokaż się proszę dziś, pokaż się proszę już
bez Ciebie jestem cieniem, więźniem w poczekalni dusz, 
może się zjawisz dziś, może przytulisz już,
i wyjmiesz z serca ciernie martwych dawno powiędłych róż,
dawno powiędłych róż, martwych powiędłych róż,
wyjmij z serca ciernie martwych dawno powiędłych róż,
ciernie tych suchych róż, kruchych bez życia róż,
Proszę powiedz mi gdzie jesteś?
----------------------------------------------
Jest.... Nie było tutaj nic od dwóch tygodni i ... ostatnio trochę się u mnie działo i nie miałam ani chęci, ani serca do tego by cokolwiek pisać... tyle czekania a tutaj.... doceniam to, że piszecie iż Wam się podoba... naprawdę nie ma nic co bardziej podniesie na duchu ale ja sama nie jestem z tego zadowolona... może to dlatego, że czytam za dużo książek i innych ff które są *.* niekiedy nie do opisania.
Pomimo to Dziękuje każdemu z osobna kto przeczyta te brednie :*
W między czasie pojawił się pierwszy rozdział na Overdose gdyby ktoś był zainteresowany :) Zapraszam :)
Czekam na coś nowego u Was... :)
Przepraszam też że ostatnio nie komentowałam nic ale tak jak mówiłam... te dwa tygodnie były chyba jednymi z najgorszych jak na razie w tym roku i tak jakoś... ale obiecuję poprawę :D

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 17

   Zagryzłam mocniej wargę i zamknęłam oczy robiąc jeden krok do przodu. Nic. Panująca ciemność wokół nadal istniała, nadal ją czułam. Jeszcze jeden krok i kolejny, wymacałam dłonią guziczek od lampki i wcisnęłam go powoli unosząc powieki. Nikogo tu nie było.
   Pomimo pustego pokoju nadal wiedziałam, że coś jest nie tak, że coś pominęłam i nie jestem tutaj sama.
-Głupia jesteś i po prostu świrujesz-powiedziałam sama do siebie podchodząc do szafy.
   Zrzucenie wszystkich ciuchów jak ich ponowne założenie nie zajęło mi więcej niż kilka sekund.      Wyswobodzona od głupich myśli wróciłam do salonu gdzie czekał na mnie Zayn. W ręku trzymał moje wczorajsze, wieczorne szkice, a uśmiech na jego twarzy rozpromienił pomieszczenie bardziej niż iskrzące się płomyki świec na półkach.
   Stanęłam z tyłu niego za kanapą spoglądając co tak bardzo go uszczęśliwiło.
   Na śnieżnej kartce delikatną ale i zarazem stanowczą kreską widniał jego profil. Rozmarzone oczy utkwione gdzieś w białą przestrzeń myślały o czymś intensywnie, a dym powoli uciekając z jego ust tworzył rozmaitą szarą poświatę dookoła.
   Zaczerwieniona tym, że zobaczył coś czego nie powinien wyrwałam mu niespodziewanie rysunek.
-Ale...
-Wszystkie tylko nie ten-powiedziałam unosząc go wyżej tak by siedzący na kanapie Malik nie mógł go sięgnąć.
   No tak... wielką sztuką nie jest wstać z kanapy.
   Odwrócił się w moją stronę chwytając mnie za biodra i przerzucając swobodnie przez oparcie. Rysunek wylądował gdzieś na ziemi, a nasze ciała zmniejszyły dystans do minimalnego złączając się na wysokości ust.    Tłumiony przez pocałunki śmiech stawał się powoli nie do zniesienia kiedy duże dłonie mulata błądziły po moim ciele.
   Kochałam jego dotyk. Kochałam lekki zarost szorujący delikatnie powierzchnię policzka. kochałam zapach nikotyny mieszającej się z perfumami.
-Starczy-opadłam plecami na podłogę, a tuż nade mną pojawiły się ciemne tęczówki.
   Chwila ciszy. Czułam jego oddech na swoim, czułam bijące od niego ciepło, czułam chęć posmakowania go nie tylko przez pocałunki. Powoli zdawałam sobie sprawę, że ta chęć nie jest spowodowana już znikomą ilością alkoholu we krwi ale tym, że ja sama tego chciałam.
-Masz ochotę na jakiś film?-spojrzałam na niego zdziwiona kiedy podnosił się do pozycji siedzącej opierając się o miękkie siedzenie.
   Kiwnęłam głową podając mu pilota. Kiedy tak skakał po kanałach starałam się zrozumieć tą nagłą zmianę i nagle powróciły wszystkie obawy.
   Co jeśli się mną tylko bawi? Może ta ciemnowłosa dziewczyna ma coś z tym wspólnego?
   Niedobrze mi się robiło na samą myśl, że mogłabym zrobić coś czego i tak później będę żałować.
   Minęła godzina, dwie a my nadal siedzieliśmy w bezruchu, bez jakiegokolwiek gestu w swoją stronę.
-Kat... przepraszam-nagły szept dotarł do mojego ucha rozpraszając przy nim ciemne włosy.
-Nie masz za co-odwróciłam twarz w jego stronę stykając razem nasze nosy.
-Po prostu... nawet nie wiesz co chodź mi po głowie kiedy cię taką widzę-uśmiechnęłam się pod nosem-i chcę byś wiedziała, że...
   Nagły dźwięk dzwonka przerwał coś co chciałam usłyszeć. Zayn wypuścił głośno powietrze z niezadowoleniem marszcząc brwi przy odbieraniu telefonu.
-Tak, Paul...-chwila ciszy, niezadowolenie pisało się coraz bardziej na rysach jego twarzy i w gestach rąk, które zwinnymi palcami okręcały sobie wokół siebie moje kosmyki-ale... daj mi... muszę... -mruknął złośliwie-już jadę.
-Paul...-zaczął.
-Jedź-wstałam patrząc na niego jak mozolnie naciąga na ramiona kurtkę by jak najdłużej przeciągnąć swoje wyjście.
   Spojrzałam jak zwykle na nawet nie tkniętą kawę, którą od razu pochwycił widząc mój wzrok. Zaczął pic ją powoli przy każdym łyku patrząc na mnie. Minęło dobre dziesięć minut kiedy w końcu odstawił pusty kubek na co posłałam mu wdzięczny uśmiech.
   Podszedł blisko tak by moje czoło stykało się z jego torsem. Złożył delikatne muśnięcie na nawierzchni włosów.
-Kocham cię-mruknął zostawiając dotyk na policzku i odchodząc w stronę wyjścia.
-Ja też-spuściłam głowę po chwili ponownie unosząc spojrzenie i napotykając jego pytający wyraz twarzy-Kocham Cię.
   Podszedł gwałtownie z powrotem na swoje miejsce przyciągając mnie za tył głowy i wpił się bez żadnego ostrzeżenia mocno i brutalnie w moje wargi. Poprowadził nasze ciała do tyłu tak że uderzyłam plecami o ścianę, złapał za przeguby dłoni umieszczając je wysoko nad głową.
   Dźwięk telefonu tym razem nie przeszkadzał.
   Gorące pocałunki schodziły niżej po zagłębieniu szyi, pozwoliłam bez wahania na ściągnięcie mojej koszulki, by od razu nie rozłączając naszych ust zdjąć jego kurtkę, a następnie ''zedrzeć'' z niego t-shirt. Mocne paznokcie wbiły się w wyrobione na plecach mięśnie zostawiając tam zapewne czerwono krwiste ślady. Całował tak niepohamowanie, łapczywie jakby chciał skosztować nie ciała, a duszy. Chłodne powietrze mieszało się na przemian z ciepłym oddechem na nagiej skórze kiedy poczułam mokrą ścieżkę przechodzącą przez lewą pierś, a następnie żebra kierując się do pępka.
   Telefon nadal wibrował wydobywając z siebie ciągły, wkurzający dźwięk powodujący mdłości z każdą kolejną powtarzającą się melodią.
-Zayn...-nie chciał przerwać. Duże dłonie nadal błądziły po ciele dostarczając przyjemnych dreszczy które powodowały gęsią skórkę-odbierz.
   Z niesmakiem odbił się od ściany podchodząc do aparatu. Usiadł na wezgłowiu kanapy umieszczając jedną nogę na stoliku, a paznokieć dużego kciuka wylądował między zębami przygryzającymi go kusząco, ilustrował moją postać.
-Czego?-rzucił nerwowo pochłaniając mój obraz, z miarą czasu denerwował się coraz bardziej-Jadę.
   To ostatnie słowo było jak ostry nóż. Podszedł blisko unosząc mnie na swoich biodrach i wbijając się ponownie wargami.
-Obiecasz mi, że to dokończymy?-posłałam mu uśmiech. Miałam tylko nadzieję, że nie widzi tego zawodu w moich oczach. Ułożył mnie na miękkim siedzeniu zakładając koszulkę i kurtkę.-Postaram się być jak najszybciej.
   Pochwycił klucze z szafki i już go nie było. Z smutkiem podkuliłam nogi pod samą brodę. Znowu czułam ten sam strach,czułam czyjąś obecność jak i pustkę po odejściu Zayna.
-Najwyraźniej... jest coś ważniejszego-wstałam i niepewnie ruszyłam do sypialni.

Pamiętam ten dzień - uśmiechała się do mnie 
Obawiam się, że czekała na cokolwiek
"Ludzie boją się uczuć" mówiła ona
Powtarzała, jakby chciała mnie przekonać, 
Że strach nie musi mi wiązać nóg, 

   Po drodze chwyciłam rysunek jak i leżącą na ziemi koszulkę od razu zakładając ją nacisnęłam klamkę. Z pomieszczenia wylało się niespodziewanie światło. nieprzyjemne ciarki przeszły po plecach wraz z 100-u procentową pewnością, że przecież je zgasiłam. Otworzyłam szerzej drzwi wchodząc do środka, nikogo nie było.
-Hmmm... myślałam, że je zgasiłam.
   Podeszłam do biurka w jednym momencie okręcając się o 180 stopni wraz z cichym, obcym odkaszlnięciem. Moim oczom ukazała się postać uśmiechniętego Chrisa, który wolnym krokiem podszedł do mojej osoby.
-Co słychać skarbie?-chciał dotknąć policzka ale odepchnęłam skutecznie jego rękę.
-Jak...? co ty tu robisz?
   Roześmiał się nieprzyjemnie siadając na pościeli łóżka ilustrując mnie przy tym wzrokiem.
-Zaczynało mi się tutaj powoli nudzić, słysząc te wasze bla bla-ujął w dłonie szkic profilu Zayna i rozdarł go na pół-to zadziwiające jak bardzo mu ufasz...
-Co masz na myśli?-nie ruszyłam się, reagowałam na jego każdy najmniejszy ruch.
-Nie dziwi cię dlaczego tak szybko zrezygnował?-utkwił we mnie swoje zimne jasne tęczówki- spieszył do swojej dziewczyny.
-Kłamiesz!-nagły wybuch gniewu spowodował, że gwałtownie do niego podeszłam wymierzając policzek.
   Zatrzymał bez trudu moją dłoń i wstając na równe nogi zetknął swoje kolano z moim brzuchem. Przez głowę przeleciały wszystkie wspomnienia.
-Ja...?-zaśmiał się-to on cały czas cię okłamuje... ile ty o nim wiesz?
   Cisza. Nie zdobyłam się na nic. Pomimo tych informacji które posiadłam przez ten tydzień tak naprawdę nie znałam w całości Zayna.
-Wiesz o tym, że pobił swoją dziewczynę? wiesz, że cały czas ją kocha? że właśnie do niej jedzie?
   Do oczu napłynęły łzy, a palący ból wypalał powoli moje wnętrze. Z radością przyjęłam cios w twarz i z uśmiechem smakowałam metalicznego smaku krwi rozchodzącego się na języku.
-Jesteś taka naiwna Katlyn-kolejne uderzenie. Osunęłam się na ziemię nie czując pierwotnego bólu, nie tego fizycznego, a tego który zadali mi w tej samej chwili obaj-Jesteś zwykłą suką Katlyn  pora się z tym pogodzić.
   Poczułam mokrą ślinę na policzku i do uszu dobiegł mnie głośny trzask zamykanych drzwi. Wstałam na trzęsących się kolanach i z obrzydzeniem starłam mokra plamę z skóry. Przecież to nie może być prawda...   Przecież nie mogę wierzyć w coś co powie Chris... Jednak gdzieś w środku czułam strach i jakieś chore przeczucie, że to jest własnie szara rzeczywistość. Zresztą...
   Ktoś taki jak Malik nie mógł pokochać kogoś takiego jak ja. Jestem szara, beznadziejna wśród tłumu kolorowych osobowości. Jestem niedorzeczna, nic nie potrafię, cały czas się użalam...
   ''Jesteś zwykłą suką Katlyn pora się z tym pogodzić'' słowa Chrisa tylko bardziej utwierdzają mnie w tym przypadku. O czym jak myślałam przez ten miesiąc?
   Z oczu pociekły powstrzymywane zły i głośny szloch wypełnił pustkę przede mną.
   Drżącymi dłońmi wyciągnęłam grubą bluzę zapinając zamek pod sama brodę.
-Ktoś jeszcze musi mi to wyjaśnić....
   Tylko jeszcze jedna osoba powinna wytłumaczyć mi to co się tutaj dzieje. Wypadłam jak oparzona z mieszkania biegiem kierując się ciemną ulicą pod biały znany już mi budynek.

Szczerze? to pierdolę już te nici pajęcze
one pękły na wieki jak spadałem jeszcze
Krzyczałem mayday za nim, uderzyłem głową w glebę
i potłukłem wszystkie marzenia o niebie nad nami
------------------------------------------------------------

tak wiem.... Bożej jak ja nie lubię tego rozdziału.... bywało tutaj źle, fatalnie ale.... Ijaaaaa... 
nie spodziewałam się że może wyjść aż tak banalnie i niedorzecznie -.-
Po prostu jestem wręcz na siebie wściekła za to coś.... 
Mam nadzieję, że ktoś to przeżyje i doczyta... zostało jeszcze troszeczkę, a ja mam wrażenie, że do końca dotrwają może z dwie osoby... wiecie... mi naprawdę nie chodzi o te komentarze, bo czytałam naprawdę masę wspaniałych ff gdzie pod postem widniały czasami 2, 3 ... bardziej boli mnie liczba wyświetleń bo patrząc na tak wielki spadek mam wrażenie że czytają go może z dwie osoby. Naprawdę możecie teraz mówić że wymyślam, że jestem głupia, przesadzam, że to jest powoli denerwujące ale taka jest prawda... tak się właśnie czuję. Rozumiem że t opowiadanie się zepsuło bo nigdy nie potrafiłam pisać zakończeń -.- i to rozumiem ale... no wiecie tak troszkę...

Pomimo wszystko zapraszam Was na  Overdose
 jak i na obejrzenia do niego zwiastunu:


Czekam na nowe rozdziału u Was