poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 18

Czułam zimne krople potu na karku, a w głębi gardła uwięziony przez wielką gule oddech. Serce pracowało niczym maszyna, nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa, gdzie przy każdym kolejnym kroku ramiona stawały się coraz to cięższe.
Otarłam rękawem bluzy swobodnie spływające powoli gorzkie łzy. Chciałam wierzyć, że słowa Chrisa to tylko kupka kłamstw, jednak z każdym kolejnym przebiegłym metrem zdawałam sobie sprawę, iż może okazać się to prawdą.
Od kiedy zobaczyłam to przeklęte zdjęcie w jego pokoju wiedziałam... coś musiało być nie tak, ale po prostu to bagatelizowałam wmawiając sobie jak kretynka co innego.
   -Jeszcze trochę-po płucach rozchodził się żar próbujący wyrwać mi ten narząd z wnętrza-ostatnia ulica.
Oparłam się o bramę zginając w pół by złapać odrobinę tlenu. Z budynku nadal dochodziła głośna muzyka, a szyby wyglądały tak jakby miały zaraz wyskoczyć z framug okiennych.
Idąc zatłoczonym korytarzem wypatrywałam lokatorów mieszkania, gdzieś mignęły mi loczki Harrego, ale nawet nie mrugnęłam, a ich już ich nie było. Z kuchni dochodził przytłumiony przez basy śmiech Horana, ale najwidoczniej w ułamku sekundy zdążył się ulotnić z tego miejsca.
   -Gdzie ty możesz być kretynie-mruknęłam.
Dzwonił do niego Paul, ale skoro chłopacy są tutaj szczerze wątpiłam, aby miał jechać do niego sam. Wyjrzałam przez najbliższe okno...
   -Jest.
Czarne BMW jak zawsze lśniło na podjeździe, więc musi gdzieś tu być.
Skoro rozmawiał z menadżerem muszą mieć cichszy kąt . Bez zastanowienia ruszyłam w stronę jedynego znanego mi bliżej miejsca gdzie mogli by wymienić kilka zdań.
Wchodząc po schodach ukradkiem minęłam Louisa całującego jakąś śliczną brunetkę, co chwila wbijającą swoje paznokcie w jego plecy, co najwidoczniej mu odpowiadało, kiedy przyciągał ją coraz bliżej nawet jeśli wydawało się to już niemożliwe.
   -...kochasz?!
Przed naciśnięciem klamki zastygłam. To zdecydowanie nie brzmiało jak Paul, nawet nie przypominało jakiegokolwiek głosu mężczyzny. Może go tam nie ma? Ktoś z znajomych postanowił chwilę porozmawiać sam na sam.
Tak.
Obróciłam się zwinnie na pięcie gotowa do dalszych poszukiwań.
   -Tak!-Zayn? Tu jest.-Kocham! Jeszcze tego nie zrozumiałaś?
Chwila ciszy. Do oczu napłynęła nowa fala łez lecąca tymi samymi stróżkami co te, które dopiero co wyschły.
Idiotka! Co ty sobie myślałaś?! Że ktoś taki naprawdę zwróci na ciebie uwagę?
Stoi tam za drzwiami, zapewne z długowłosą pięknością z zdjęcia na dolnej szafce w jego pokoju i mówi od tak że ''Kocha''.
Cichy jęk, odgłos uderzenia.
   -Wiesz, że to niczego nie zmienia-muzyka dla mnie przestała grac. Przez zamknięte drzwi słyszałam ich szepty jakby stali tuż obok.
Miałam ochotę tam wejść, wyzwać go, przyłożyć prosto w twarz ale... ja taka nie jestem. Sama byłam zbyt naiwna więc co teraz mogę się dziwić? Zrobiłam krok w tył.
''Jesteś zwykłą suką''
Czy nie oto właśnie mu chodziło? Odchodząc tak po prostu właśnie na taką wychodziłam.
Pewna siebie z zaciśniętymi zębami pokierowałam klamkę bez pukania ku dołowi rozchylając dynamicznie drzwi. Gdyby nie ogarniała mnie frustracja, zmęczenie, gniew, smutek i wszystko razem zapewne wybuchnęłabym śmiechem wyobrażając sobie taką scenę w filmie. Teraz jednak była twarda rzeczywistość z którą przyszło mi się zmierzyć.
Moja pewność siebie zniknęła kiedy tylko ujrzałam Zayna klejącego się do brunetki z zdjęcia, które prześladowało mnie od dwóch tygodni.
Miałam ochotę wybuchnąć histerycznie płaczem, ale coś mi na to nie pozwalało. Chyba nawet mnie nie zauważyli, płynne, a zarazem konkretne ruchy sprawiały wrażenie, jakby nieznana mi dziewczyna łapczywie kazała mu zostać przy sobie, a on niczym bezbronne zwierze temu ulegał.
Trzasnęłam drzwiami... brawo Katlyn! To jedyne na co było cię zawsze stać! Nigdy nie potrafiłaś obronić swojego zdania, godności, swojej osoby.
Nie potrafiłaś postawić się Chrisowi przez ten długi czas pozwalając na to by gardził tobą, a ty jak debilka wmawiałaś sobie, że ma po prostu zły dzień.
Nie potrafiłaś stanąć oko w oko z Amandą i zaprzeczyć przed całą szkołą że plotki o tym przeklętym klubie to jakaś brednia. Przez ostatnie 2 tygodnie chodziłaś korytarzami dobrowolnie słuchając szeptów i zgryźliwych uwag dotyczących twojej osoby.
Teraz tak po prostu uciekłaś widząc, że ktoś komu jeszcze godzinę temu powiedziałaś pieprzone ''Kocham Cię'' bez najmniejszego wzruszenia okłamywał całą twoją osobę i nie potrafiłaś mu wygarnąć od tak, że jest skończonym palantem.
   -Katlyn?-ciepła dłoń Liama opatuliła mój nadgarstek-co ty tutaj robisz? Myślałem... znaczy Zayn mówił, że zostałaś u siebie.
   -Najwidoczniej przeoczył mały szczegół-jego rozszerzone delikatnie źrenice świadczyły o jakiejś tam dawce alkoholu.
-Koooochanie nie chciałbyś... Kat?-rozpromieniona Ivy pojawiła się u jego boku.
Dopiero teraz zauważyłam jaki on był wysoki. Objął ramieniem dokładnie Iv na co uśmiechnęłam się nieznacznie, byli tacy... słodcy? Cieszyłam się, że znalazła kogoś takiego jak on. Kogoś kto pomógł jej tak szybko stanąć na nogi po tym co przeżyła u mnie w mieszkaniu... z mojej winy. Wiedziałam, że powinnam ją sama pocieszać ale szczerze... całymi dniami siedziała z Liamem czego nie miałam jej za złe. Wiedziałam, że on bardzo dobrze na nią wpływa i byłam mu za to wdzięczna z całego serca.
Milczałam zatopiona w swoich własnych myślach kiedy oni bezgłośnie poruszali w moją stronę ustami.
   -Ziemia do Katlyn, nadajemy na żywo-delikatne palce blondynki pstryknęły przed nosem- Kaaat...?-zdawkowe, przedłużone pytanie-Co się stało?
Zrobiła krok do przodu. Chciałam się wtulić w te kruche ramiona, wypłakać, wyżalić jak małe dziecko, które cały czas się nad sobą lituje, jednak widząc za jej plecami rozkojarzony wzrok Malika, najwyraźniej szukającego czegoś albo Kogoś, zrezygnowałam planując odwrót.
   -Ja... ja chyba już faktycznie pójdę...
Wymamrotałam nie łudząc się, że zrozumieją.
Wybiegłam czym prędzej na świeże powietrze ponownie czując palący gaz w przełyku. Nie byłam pewna czy to przez szybki bieg, który miał sprawić jak najszybsze oddalenie od jego osoby, czy też przez łzy i szloch nie dający mi w tym momencie spokoju.
Teraz pragnęłam tylko jednego... ucieczki.

Bez Ciebie życie jest marną syntezą bieli i czerni,
niczym pułapka więzi nasze ciała gdzieś daleko.
Nie wiem jak wyglądasz, ale wiem żeś nieskalane piękno.
Tyś moją mekką, moją muzą, boską ręką,
Każda sekunda zmienia się w godzinę, a ta w wieczność,
gdy nie ma Cię, nie ma nic tam na szczycie,
pokoloruj ten szkic zwany życiem, tylko proszę Cię.

-Zayn-
   -Cholera!
Coraz mocniej zaciskałem pięści na kierownicy pędząc jak szybko się da. Miałem ochotę zabić Tiff, tylko co Katlyn tam robiła?
Bez większego opóźnienia zatrzymałem się z piskiem opon przed kamienicą w której mieszkała.
   -Katlyn! wiem, że tam jesteś!-waliłem pięściami-otwieraj te przeklęte drzwi! albo poradzę sobie z nimi w inny sposób!
Nic... wiedziałem, że tam jest. Słyszałem hałas, coś się tłukło, upadało, słyszałem cichy, chyba jeden z najcichszych krzyków... przypominał szept ale wiedziałem, że tylko się powstrzymuje. Ponowny hałas.
   -Kuźwa Katlyn otwieraj!
Nic, zero odzewu. Przestałem walić. Chciałem jakoś pozbyć się tych przeklętych drzwi, kiedy tak po prostu nastała cisza. Z mojej strony jak i z jej. Niemal słyszałem i czułem jej oddech wydobywający się zza drewnianej płyty, która nas dzieliła.
   -Kat...-zacząłem.
   -Nienawidzę cię... słyszysz nienawidzę... spieprzaj z mojego życia, daj mi święty spokój.
   -Ka...
   -Przeliterować ci to? Wynoś się!!!
Przyłożona dłoń do zimnej powierzchni oderwała się zaciskając swoje palce.
  -Chris ci to wszystko wmówił tak?-cisza-Wierzysz jemu, nie mi.
Bolało. Chociaż wiedziałem dlaczego tak mocno zareagowała... Rozmawiałem przecież z Ivy, mówiła, że jedynymi osobami, którym zaufała kiedykolwiek była ona sama i ten dupek Chris. Nie mam co jej winić za takie nastawienie, po tym jak zobaczyła to czego nie miała.
   -Nie wierzyłam, ale sam mi to udowodniłeś, więc teraz spadaj albo zadzwonię po policję, a na kolejne skandale przez wybredną szmatę nie możesz sobie pozwolić prawda?
Zagryzłem wargę. Coś mi tutaj nie pasowało. Odepchnąłem się mocno od drzwi i zbiegłem do auta ruszając zamnim zdążyłem porządnie usiąśc.
Kierowałem się w jedyne miejsce, które przychodziło mi do głowy, więc z nikłym zadowoleniem wypadłem podchodząc bliżej rozmawiającej z sobą dwójki.
   -Ty idioto!
Pchnąłem jego plecy, zdezorientowany zatoczył się wpadając przodem na Tiff. Okręcił się o 180 stopni ukazując swój chytry uśmieszek.
   -Nie spodobała ci się nasza niespodzianka czy co?
Zerknąłem na dziewczynę stojącą za jego plecami. Spuściła głowę, nie byłem pewny czy tylko dlatego, że wini się za wszystko, czy z powodu swojego triumfu.
   -Myślisz że to coś zmieni? I tak do ciebie nie wróci?-skinąłem głową na brunetkę- jest zbyt tępa i przecpana, aby zrobić to na trzeźwo. Nie masz ani kasy na którą poleci, ani uroku który to zrekompensuje. Zresztą naprawdę myślisz, że jeśli Katlyn mnie zostawi ona natychmiast poleci w twoje ramiona? Przyznaj mu się...
Skierował na nią spojrzenie zaciskając pięści.
   -Nic nie słyszę... powiedz mu Tiff jak obiecałaś mi wszystko, że on dla ciebie nic nie znaczy. Powiedz jak przyznawałaś się, że i tak go zostawisz i będziesz tylko moja?
Nic nie mówiła. Taka była prawda. Rozstałem się z Tiff tylko dlatego, że przejrzałem wtedy na oczy. Spostrzegłem, że nie kocha mnie tylko prezenty i wyjazdy poza granice w luksusowych samolotach. To kiedy raz w życiu ją uderzyłem... do cholery przecież ćpała... wszystko jak leci! chciałem tylko aby się wtedy opamiętała, otrząsnęła nic poza tym.
Chris musi przejrzeć na oczy. To że zniszczy życie Katlyn nie oznacza, że Tiffany do niego wróci.
   -Zamknij się! Będzie moja, jest moja!- zza pleców wyjął metaliczny pistolet celując prosto w moją głowę-Ty nas wtedy rozdzieliłeś, ty...
   -No błagam cię nie rób z tego takiego melodramatu.
Prychnąłem czując niepewność kiedy odbezpieczył broń.
Wdech i...

Pokaż się proszę dziś, pokaż się proszę już
bez Ciebie jestem cieniem, więźniem w poczekalni dusz, 
może się zjawisz dziś, może przytulisz już,
i wyjmiesz z serca ciernie martwych dawno powiędłych róż,
dawno powiędłych róż, martwych powiędłych róż,
wyjmij z serca ciernie martwych dawno powiędłych róż,
ciernie tych suchych róż, kruchych bez życia róż,
Proszę powiedz mi gdzie jesteś?
----------------------------------------------
Jest.... Nie było tutaj nic od dwóch tygodni i ... ostatnio trochę się u mnie działo i nie miałam ani chęci, ani serca do tego by cokolwiek pisać... tyle czekania a tutaj.... doceniam to, że piszecie iż Wam się podoba... naprawdę nie ma nic co bardziej podniesie na duchu ale ja sama nie jestem z tego zadowolona... może to dlatego, że czytam za dużo książek i innych ff które są *.* niekiedy nie do opisania.
Pomimo to Dziękuje każdemu z osobna kto przeczyta te brednie :*
W między czasie pojawił się pierwszy rozdział na Overdose gdyby ktoś był zainteresowany :) Zapraszam :)
Czekam na coś nowego u Was... :)
Przepraszam też że ostatnio nie komentowałam nic ale tak jak mówiłam... te dwa tygodnie były chyba jednymi z najgorszych jak na razie w tym roku i tak jakoś... ale obiecuję poprawę :D

6 komentarzy:

  1. NIE! On nie strzeli, prawda? Błagam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mam być całkowicie szczera sama się zastanawiam :)

      Usuń
  2. W tym momencie! Jak?! Bożżż genialny! KOCHAM i czekam na next! ♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie!
    Proszę, żeby on nie strzelił!
    Jezu, pisz szybko następny, bo ta niepewność mnie rozwali xD
    Oczywiście rozdział wspaniały ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest, jest, jest, kolejny rozdział! *o*
    Hahaha, a niech strzela! Ciekawie się zrobi :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :>

    OdpowiedzUsuń
  5. OJa.... Dzięki... W takim momencie -.- rozdział piękny i ciekawy. Boje się następnego a zarazem nie mogę się doczekać kiedy dodasz :)
    Biedna Kardynał, a tą całą Tiff bym zamordował.
    Czekam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń